O 9.00 rano wypływamy! Pogoda piękna, zanim dostaliśmy kajutę spędziliśmy trochę czasu buszując po promie i patrząc co gdzie. Wielkim zainteresowaniem cieszyły się bezpłatne leżaki, które dosłownie natychmiast zostały zajęte przez pragnących snu w pozycji "w miarę" na leżąco turystów podróżujących autokarami. Oboje z Marcinem stwierdziliśmy, że kajuta gdzie się można było wyspać po trudach nocy była spełnieniem marzeń (bilet dla dwóch osób+ samochód, kajuta i pyszny obiadek na promie wyniosły nas 599 PLN.) Tak zleciał dzień- na odsypianiu, leniuchowaniu itp. Miłym akcentem był wspomniany obiad w restauracji na promie. Warto wiedzieć, że czego nie weźmie się z auta wysiadając z niego rano po wjechaniu na pokład, tego się już nie weźmie do wieczora, gdyż na pokład gdzie zaparkowane są auta wchodzić w czasie rejsu nie wolno.
Ok. 19.00 przybiliśmy do Karlskrony. Przejechaliśmy jeszcze parę (albo raczej parę-dziesiąt) kilometrów szukając dogodnego miejsca do rozbicia namiotu na dziko. Okazuje się, że nie jest to takie proste bo to trawa za wysoka, to za blisko drogi, albo znów za daleko, to za blisko jakiegoś domu, to nie ma jak autem wjechać albo las za ciemny i pewnie wylezie w nocy jakiś dziki zwierz. W końcu udało się znaleźć fajne miejsce, ale późno i "kolacyjną" kiełbaskę smażyliśmy na patelni w zupełnych ciemnościach. (Już nie mówiąc o tym, że miałam genialny plan, żeby nazbierać na miejscu drewna do grilla i zjeść ową kiełbaskę usmażoną na grillu. Powodzenia)