Pełni entuzjazmu ruszamy na podbój fiordów. Jadąc drogą z Kongsberg mijamy i nie omieszkamy się zatrzymać koło kościółka typu stav w Heddal.
Jedziemy dalej, "nabieramy" wysokości...robi się jakby zimniej....pojawia się się śnieg....zaraz zaraz przecież to lipiec:) Z pięknej pogody pozostały ciepłe wspomnienia;)
Wjeżdżamy wreszcie w strefę fiordów ale widzimy je tylko na GPSie, bo pułap chmur jest tak niski. Generalnie leje, jest zimno i nic nie widać. Mimo to jesteśmy zachwyceni. Jest wilgotno i chłodno, powietrze rześkie, drogi wydrążone wśród zdawać by się mogło pionowych skał, co rusz znak drogowy ostrzegający o spadających odłamkach skalnych (no super). Miejscami czujemy się jakbyśmy przenieśli się w czasie w odległe tysiąclecia, kiedy nie było jeszcze cywilizacji (tylko co my w samochodzie robimy?).
Wieczorem dojeżdżamy do pięknego Jorpeland i znajdujemy camping Preikestolen (okazuje się że w recepcji pracują tymczasowo dwie Polki. Nie zmienia to faktu, że camping jest najdroższy ze wszystkich, na których w Norwegii nocowaliśmy- 220 NOK (ok. 100PLN) za noc za nas oboje). Fajna atmosfera, sporo ludzi, rozkładamy nasze szpargołki i kuchcimy.