Ponieważ poprzedniego dnia wieczorem, recepcja campingu była już zamknięta gdy przyjechaliśmy, rano poszliśmy zapłacić za noc. Pani recepcjonistka ze zdziwieniem spytała
"-To Państwo tu nocowali-"?
Ta ujmująca ufność Norwegów w ludzką uczciwość jest jak ich jeszcze nieskażona przyroda. Trzeba ją szanować.
Około południa docieramy do Bergen- drugiego pod względem wielkości miasta Norwegii, które ma zaledwie ponad 250 tys. mieszkańców! Miasteczko bardzo ładne, szczególnie jego wizytówka czyli domy dzielnicy Bryggen. Ponoć mogli w nich mieszkać wyłącznie mężczyźni a na dodatek nie mogli palić drewna, gdyż obawiano się, że zaprószą ogień. Krótko mówiąc w ciemne zimowe wieczory nie mogli się ogrzać ani przy kominku ani przy żonie :).
Oprócz zwiedzania tychże kolorowych hanzeatyckich domków, wyjeżdżamy kolejką na górę Floien, skąd rozpościera się ładny widok na Bergen. OCZYWIŚCIE zaczyna padać, ale tutaj należy się z tym liczyć, w końcu w Bergen sprzedają nawet kartki pocztowe z uśmiechniętymi dziećmi stojącymi z parasolami w ulewie przed domami w Bryggen i z podpisem "Bergen- miasto deszczu".
Pochodziliśmy trochę po mieście, odwiedziliśmy słynny targ rybny Torget, liczyliśmy na to, że kupimy jakąś dobrą rybkę na kolację, ale muszę stwierdzić, że targ jest mocno przereklamowany, bo większość z tych "świeżych" ryb jest ofoliowana. Może z samego rana byłby większy wybór. Zadowoliliśmy się dzwonkiem z łososia, który i tak kosztował nas drożej niż w Polsce.
Wieczorem zajechaliśmy na camping Viksdalen, który zdawać by się mogło jest zapomniany przez cały świat. Zamarzył nam się SUCHY domek, który o dziwo wcale nie był tu taki drogi, kosztował zaledwie 165 NOK. Podeszliśmy do recepcji i tu zastaliśmy coś co w Polsce jest nie do pomyślenia. Recepcja była zamknięta a za oknem wisiała tylko informacja:
-"Powinnam być w recepcji około 20.00, gdybyście mnie Państwo nie zastali, to proszę wrzucić pieniążki należne za wynajęcie domku do skrzynki widocznej pod oknem.-" (!!!) Klucze do domków były w drzwiach. Usatysfakcjonowani że wysuszymy wszystkie rzeczy zamieszkaliśmy we wspomnianym domku na jedną noc. Powietrze było rześkie i wilgotne, wokół panowała cisza, zakłócona tylko szumem wodospadu. To był ostatni dzień kiedy pogoda nam nie dopisywała. Od jutra miało być ładniej. Może dlatego, że wjechaliśmy w głąb lądu.