Dziś wybieramy się pod jęzor lodowca - Briksdalsbreen. Spacer w jedną stronę z parkingu zajmuje około godzinę. Rozbawił nas fakt, że w przewodniku piszą iż do lodowca jeżdżą konne bryczki.. no nie za bardzo. Do lodowca zawożą co bardziej leniwych turystów turystyczne "auta". Sam jęzor niestety baaardzo zmalał. Gdy porównywałam zdjęcia z internetu sprzed kilku lat a to co zastałam, to krew w żyłach mrozi. Lodowiec topnieje w zastraszającym tempie. Niestety nie da się do niego blisko podejść, choćby dlatego, że grożą lawiny- sami byliśmy świadkami jednej.
Z Olden pojechaliśmy do Geiranger, czyli miejsca, które choćby ze zdjęć w folderach zna każdy turysta podróżujący po Norwegii. Jadąc w jego kierunku Geiranger w ostatniej chwili zamiast tunelem, zdecydowaliśmy się przejechać Międzynarodową Trasą Turystyczną- Strynefjell. Gdy na nią wjechaliśmy, od razu zaczęliśmy piąć się do góry. Oziębiło się, wkoło same skały, zero drzew i... masa śniegu. Turyści fotografowali się obok kilkumetrowych ścian lodu uformowanych przy drogach. Co rusz spotykaliśmy na drodze jakieś "zbłąkane" beczące owieczki, które nie chciały się usunąć z drogi. Przejazd tą trasą jest naprawdę ciekawy- polecam.
Do Geiranger zajechaliśmy pod wieczór i rozbiliśmy namiot na Vinje Camping.